Było już o kurczaku z wkładem mięsnym, kompotach wysokobiałkowych i szczuroszczupaku. Tym razem będzie o zdrowej zupce chińskiej. Zdrowej, bo z dodatkiem antybiotyku, a konkretnie penicyliny. Co ciekawe, nie wykazanej na liście "Skład produktu". Nie, nikt nie wmówi mi, że to jakaś legenda urbana. Jestem naocznym świadkiem i bohaterem tejże relacji.
Działo się to kilka lat temu, za czasów studenckich, a więc jeszcze biedniejszych, niż obecnie. Mając 10 złotych i perspektywę zakupu biletu PKP (powrót do rodzinnego domu na opierunek i dożywienie), szybko obliczyłem, że na obiad pozostanie 1,80. Co można kupić za 1,80? Niewiele, a na pewno nie obiad. Wystarczyło tylko na zupkę chińską z paczki i bułkę. (I jeszcze zostało parę groszy!)
A głodny byłem! Ach! Byłem! Woda zagotowana, bułka posmarowana, zupkę rozpakowuję i wysypuję. Co widziałem, zewidencjonowałem:
- wkład makaronowy, zaschnięty sztuk 1,
- woreczek z tłuszczczem sztuk 1,
- saszetka z przyprawami sztuk 1,
- zdechły pająk sztuk 1,
- pajęczyna kłębków 2.
Pająk! Trup! Gdyby tam jakieś mięso z niego było, ale nie, chudzinka taka, aż nie wiadomo, z czego tej pajęczyny tyle naplótł i na co. Czy nie wiedział, że na tych zupkach nawet mucha nie siada? Nie nie, nie że te zupki takie dobre i bez zarzutu, przeciwnie, tylko biedny student jest w stanie to coś przełknąć.
Od razu dementuję. Sprawdziłem, na opakowaniu nie było napisane, że to zupka chińska o smaku pająkowym. Ani, że zawiera penicylinę-pajęczynę. Data ważności w normie, chyba 2 lata naprzód. Nie rozpoznałem także rasy pająka, lecz niewykluczone, że to chińczyk-wodołaz. czyli właściwie zupkołaz. Zadzwoniłem do producenta (Gdańsk) i niestety, nie raczono nawet podnieść słuchawki.
To był chyba jedyny dzień w życiu, kiedy nie jadłem obiadu.
A skoro mowa o zupkach – już wkrótce supernius pt. zupka w proszku o smaku... drewnianym!
serio maskara... u mnie dzisiaj to samo. Bleeee ;x
OdpowiedzUsuń