Reżimowa Milicja Obywatelska jako ofiara... społeczeństwa. Mówi jeden z milicjantów:
Pracę w MO podjęliśmy z zamiłowania, wiedząc że będziemy stróżami prawa obowiązującego wszystkich Polaków. Stosując zasadę odizolowania nas od społeczeństwa, jak również wykorzystując MO do walki z narodem, doprowadzono do tego, że młody student zaczął wołać na młodego chłopca w niebieskim mundurze "ty gestapowcu".
:DDDDD
Na to nasz obalony cesarz Walens:
Społeczeństwo miało do SB stosunek negatywny. Natomiast ja, jak wiecie, przez 15 lat byłem obstawiany. I muszę powiedzieć, że dwie trzecie z tych ludzi bardzo szanowałem i nie mam do nich pretensji. Może nawet więcej niż dwie trzecie. Natomiast do polityków, decydentów, tam byłoby więcej pretensji i problemów. Muszę być sprawiedliwy. Ci, co mnie pilnowali, ci robotnicy, dwie trzecie, to jak na te służby porządni ludzie i można było nawet z nimi współżyć, nawet tak daleko. No, ale jak ja powiem to publicznie, to przecież mnie ludzie ukamienują. Dlatego, że te służby miały straszną opinię. To wielki problem, dlatego ja wam mówię, publicznie się tego chyba nie załatwi. Dlatego zwykłych esbeków i milicjantów trzeba potraktować tak jak normalnych obywateli zgodnie z międzynarodową konwencją.
Boluś, owszem, dobrze ci się z nimi współżyło, wystarczył czasem pogadać, papierek podpisać, za to oni dali jeszcze więcej papierków, bonów i talonów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz