znajomy, w ciemnych latach PRL-u, kiedy na półkach brakowało wszystkiego, prócz octu i musztardy, wybrał się nad rzeczkę, do Karwi opodal Dębek, z wędką, by dzieciom coś na obiad przynieść. Ryby nie brały, ale nagle coś wędką szarpnęło, mocno! Ucieszył się ze zdobyczy, był to niemały szczupak. Zaczął patroszyć zdobycz, ale jakie było jego obrzydzenie, kiedy we wnętrznościach znalazł.... szczura!
Domyślamy się, że dzieci tego dnia nie jadły obiadu, a tatuś-wędkarz to pewnie i przez tydzień. Ale nadal pozostaje wątpliwość, jak szczur znalazł się w szczupaku. Skąd taki naturalny dwupak szczuroszczupak czy szczupakoszczur. Tego Darwin nie przewidział, a wędkarze to na szczura raczej nie łowią. Nauka z tego, jak w znanym dowcipie: pomału boimy się otwierać konserwy...
Skoro o dowcipach, Marysia przy tej okazji podzieliła się kawałem, jaki krąży wśród konsumentów warszawskich tai-fast-foodów.
Przychodzi facet do wietnamskiego sklepu, wita się, mówi dzień dobry.Wiarygodność tej informacji (o szczurze nie o kurciaku): druga ręka.
– dziń-do-bdri – odpowiada wietnamka.
– Co pani moze polecić?
– Ku-rciak w pien-ciu-sma-kach.
– I co jeszcze?
– Kur-ciak-na-slod-ko
– O jak pani świetnie mówi po polsku. A co pani jeszcze potrafi powiedzieć?
– dziń-do-bri, co-po-dać
Nagle przebiega szczur. Wietnamka krzyczy:
– ooo! kur-ciak, kur-ciak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz